Przeglądana kategoria

własność przemysłowa

własność przemysłowa znaki towarowe

Europejski znak towarowy – czyli jak Lemon przegrał z Lennonem

20 września 2017
john lemon

W ostatnich latach przynajmniej kilka razy media informowały o procesach dotyczących ochrony znaków towarowych zarejestrowanych przez osoby ze świata sportu czy popkultury[1]. Tym razem sprawa dotyczy polskich przedsiębiorców i partnerki tragicznie zmarłego w 1980  roku muzyka zespołu The Beatles – Johna Lennona. Z doniesień mediów i z relacji samych przedsiębiorców dowiadujemy się, iż napój produkowany w Katowicach o nazwie „John Lemon”, który jest sprzedawany w ponad 20 krajach, będzie musiał zmienić swoją nazwę i od listopada wróci na sklepowe półki jako „On Lemon”. Firma będzie musiała dokonać rebrandingu swojego najbardziej znanego produktu w wyniku ugody, którą zawarła ze wspomnianą już Yoko Ono i reprezentującymi ją prawnikami.

Co ciekawe producent „Johna Lemona” zarejestrował znak towarowy w Europejskim Urzędzie Ochrony Własności Intelektualnej (EUIPO) już w marcu 2014 roku. Dlaczego więc, mimo ochrony prawnej jaką daje zarejestrowany Europejski Znak Towarowy (z ang. European Trademark – EUTM), właściciele „Johna Lemona” nie podjęli sądowej batalii z Yoko Ono i jej pełnomocnikami? Zadecydowały tutaj najprawdopodobniej względy finansowe, gdyż – jak można przeczytać w wywiadach z twórcami marki – obawiali się, że długotrwały proces może pociągnąć za sobą wysokie straty finansowe oraz zawieszenie produkcji napoju na dłuższy czas.

Należy zwrócić uwagę, że prawo stało po stronie producentów napoju również z tego względu, iż europejski znak towarowy „John Lennon” został zarejestrowany dopiero w listopadzie 2016 roku i co więcej, został zakwalifikowany jako typ „word” czyli znak słowny, natomiast znak „John Lemon” to znak typu „figurative”, czyli graficzny zawierający elementy słowne[2]. Wynika z tego, że polscy producenci napoju byli chronieni prawem już kilka lat temu, kiedy znak towarowy John Lennon nie był zarejestrowany w EUIPO. W przekazach medialnych wskazuje się, iż pełnomocnicy Yoko Ono podnosili fakt, iż nazwa napoju narusza znak towarowy zarejestrowany przez artystkę w zakresie słowa „John”. Argument ten wydaje się być co najmniej zaskakujący biorąc pod uwagę fakt, że istnieje przynajmniej kilkadziesiąt zarejestrowanych znaków towarowych (czy to w rejestrach WIPO czy EUIPO), które w swojej nazwie mają słowo „John” (dla przykładu znak towarowy John Deere, czyli znak przedsiębiorstwa produkującego m.in. maszyny używane w rolnictwie – znak słowny oraz graficzny zarejestrowany w EUIPO od lat 90)[3].  Czy możemy się zatem spodziewać, że w niedługim czasie również inni właściciele europejskich znaków towarowych zawierających słowo „John” będą musieli zmierzyć się z Yoko Ono i pracującymi dla niej prawnikami? Biorąc pod uwagę okoliczności opisywanej sprawy nie jest to wykluczone…

Źródło fotografii: http://john-lemon.pl/

[1] https://ipprocesowo.com/sukces-koszykarza-nie-tylko-na-boisku-michael-jordan-wygrywa-przed-chinskim-najwyzszym-sadem-ludowym-w-sporze-o-ochrone-swoich-znakow-towarowych/

[2] https://euipo.europa.eu/eSearch/#basic/1+1+1+1/50+50+50+50/john%20lennon

[3] https://euipo.europa.eu/eSearch/#details/trademarks/000394460

patenty własność przemysłowa

Czy można naruszyć część patentu?

8 września 2017
czy można naruszyć część patentu?

Ostatnimi czasy jeden z Naszych klientów zwrócił się do Kancelarii z niezwykle ciekawym pytaniem, tj. czy przejmując we własnym rozwiązaniu tylko niektóre z zastrzeżeń cudzego, już opatentowanego wynalazku narusza prawo ochronne z patentu? Problem jest o tyle ekscytujący, iż do dziś trudno o jednoznaczną odpowiedź.

Problem przejęcia niektórych elementów chronionego wynalazku, które są istotne z punktu widzenia funkcjonowania danego rozwiązania technicznego, określany jest w doktrynie i orzecznictwie mianem koncepcji częściowego naruszenia patentu.

Z jednej strony część autorów, jak chociażby M. du Vall, podkreśla, że możliwość częściowej ochrony patentu i jej zakres jest kontrowersyjny zarówno w doktrynie, jak i w orzecznictwie państw członkowskich KPE, gdyż wymaga wyodrębnienia w obrębie zastrzeżeń elementów „istotnych”, do czego, zdaniem powoływanego autora, nie ma podstaw prawnych[1].

Z drugiej strony część autorów, w tym także K. Szczepanowska-Kozłowska, wskazuje, iż na gruncie chociażby Konwencji o patencie europejskim dopuszczalność częściowej ochrony nie budzi wątpliwości[2]. Autorka uznaje, że jako kryterium istotności danej cechy wynalazku należy przyjąć wiedzę przeciętnego fachowca i jego stanowisko. Stąd też, relewantną przesłanką dla oceny dokonania naruszeń patentu z punktu widzenia pominięcia cech istotnych lub nieistotnych będzie dokonanie przez specjalistę z danej dziedziny techniki wartościowania poszczególnych elementów składających się na treść zastrzeżeń patentowych.

Istotną wskazówką, co do dopuszczalności zastosowania przedmiotowej koncepcji w polskim systemie prawnym jest wyrok wydany w sprawie II CR 615/69, w której Sąd Najwyższy stwierdza następujące: „Okoliczność, że jedna z cech zastrzeżenia patentowego nie została wyodrębniona, nie wyłącza samo przez się możliwości uznania naruszenia praw patentowych. Zależy to bowiem od tego, jakie znaczenie posiada ta cecha dla samego wynalazku, oraz czy i w jaki sposób została ona wykorzystana w produkcji[3].

Naszym klientom zalecamy szczególną ostrożność co do działań podejmowanych wobec przedmiotów własności przemysłowej. Stąd też, by uniknąć odpowiedzialności z tytułu naruszenia praw wyłącznych, rekomendujemy każdemu przedsiębiorcy – znajdującemu się w podobnej sytuacji – dokonanie szczegółowej analizy istotnych i nieistotnych cech zastrzeżeń cudzego wynalazku pod kątem oceny, które z przedmiotowych elementów wdrożonych we własnym rozwiązaniu mogą stanowić podstawę do stwierdzenia przez sąd naruszenia częściowego patentu.

[1] M. du Vall [w:] E. Nowińska, U. Promińska, M. du Vall, Prawo własności przemysłowej, Lexis Nexis, Wyd. 5, Warszawa 2011, s. 58.

[2]  K. Szczepanowska-Kozłowska, Patent europejski…, s. 117-122.

[3]  Wyrok Sądu Najwyższego – Izba Cywilna z dnia 3 lutego 1970 r., sygn. akt II CR 615/69, niepubl.

własność przemysłowa znaki towarowe

Dior broni renomy J’Adore

24 sierpnia 2017
dior

Znaki renomowane są szczególną kategorią znaków towarowych. Wyróżnia je wysoka rozpoznawalność w obrocie gospodarczym[1], a także określone wyobrażenie kupującego o walorach i oczekiwanych cechach towaru[2]. W orzecznictwie wskazuje się, że mają one „dużą siłę przyciągania i wartość reklamową, wynikającą z utrwalonego w świadomości odbiorców przekonania o bardzo dobrych cechach towaru nim opatrzonego[3]. Znaki te cechuje również szerszy model ochrony, wynikający z prawa własności przemysłowej.

Do tej szczególnej kategorii znaków odniósł się Naczelny Sąd Administracyjny w wyroku z dnia 21.06.2017 r. (sygn. akt II GSK 2782/15), w którym stwierdził, że „prawidłowa wykładnia art. 132 ust. 2 pkt 3 pwp wymaga, w zakresie badania identyczności lub podobieństwa znaków towarowych, już na wstępie ustalenia przez Urząd Patentowy, czy znak wcześniejszy ma status znaku renomowanego, gdyż w przypadku stwierdzenia takiej okoliczności, ocena podobieństwa powinna zostać dokonana przy pomocy innych, względniejszych kryteriów, niż ocena dokonywana na podstawie art. 132 ust. 2 pkt 2 pwp. Okoliczność taka stanowi zatem przesłankę zastosowania szerszej ochrony, właściwej dla znaków o ustalonej renomie.”

Komentowana sprawa dotyczyła sporu pomiędzy Parfums Christian Dior z siedzibą w Paryżu (dalej jako „Dior”) a Urzędem Patentowym RP (dalej jako „UP”). Dior złożył sprzeciw od decyzji UP o udzieleniu Interton sp. z o.o. z siedzibą w Regułach, prawa ochronnego na słowno-graficzny znak A Adoration. Warto wspomnieć, że znaki dotyczą tej samej kategorii produktów, tj. kosmetyków. Dior, jako dysponent praw ze znaków J’Adore (znak słowny zarejestrowany w trybie międzynarodowym oraz znak słowno-graficzny zarejestrowany w trybie wspólnotowym) stwierdził, że  znaki A Adoration oraz J’Adore są podobne, co może wprowadzić odbiorców w błąd.  W sprzeciwie zaakcentowano, że znak J’Adore ma w Polsce status znaku renomowanego w odniesieniu do wyrobów kosmetycznych i perfumeryjnych, między innymi z uwagi na długotrwałe używanie go w obrocie oraz wysoką pozycję na rynku. Skarżący podkreślał też, że uprawniony ze znaku A Adoration może czerpać nienależne korzyści, ponieważ jego klienci chętniej wybiorą określony produkt, ze względu na skojarzenia ze znakiem J’Adore. UP oddalił jednak sprzeciw stwierdzając, że znaki nie są do siebie podobne w stopniu rodzącym ryzyko konfuzji (czyli zastosował ocenę na podstawie podstawowych kryteriów podobieństwa z art. 132 ust. 2 pkt 2 pwp). Zdaniem UP, okoliczność ta wyłączała zastosowanie art. 132 ust. 2 pkt 3 pwp – czyniła bowiem zbędnym badanie renomy znaków przeciwstawnych.

Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie (dalej jako: „WSA”) rozpatrując skargę na decyzję UP, zwrócił uwagę, że badanie znaku renomowanego następuje w odniesieniu do jakichkolwiek towarów, nie tylko identycznych lub podobnych. WSA podkreślił, że kryteria oceny podobieństwa znaku zgłoszonego do znaku renomowanego są łagodniejsze: „W odniesieniu do znaku renomowanego do stwierdzenia jego podobieństwa wystarczy niebezpieczeństwo, że inny znak może być z nim skojarzony (łączony)”. WSA przekazał UP sprawę do ponownego rozpoznania, wskazując, że niezbędne będzie zbadanie, czy niezależnie od art. 132 ust. 2 pkt 2 pwp, istnieją podstawy do unieważnienia spornego znaku z uwagi na przesłanki ochrony znaków renomowanych (art. 132 ust. 2 pkt 3).

Skarga kasacyjna złożona przez UP do Naczelnego Sądu Administracyjnego (dalej jako: „NSA”) została oddalona jako bezpodstawna. NSA potwierdził wykładnię WSA w zakresie konieczności badania podobieństwa znaku z wcześniejszym znakiem renomowanym, a także dodał, że  to, czy znak jest renomowany powinno być ustalone przez UP już na samym początku. Okoliczność ta powoduje bowiem zmianę kryteriów oceny zgłoszonego znaku – zamiast art. 132 ust. 2 pkt 2, stosować należy art. 132 ust. 2 pkt. 3, statuujący szerszą ochronę znaków renomowanych. NSA stwierdził, że UP całkowicie pominął okoliczność renomy znaku i wadliwie dokonał wykładni art. 132 ust. 2 pkt 3 pwp.

Przy ponownym rozpatrywaniu sprawy UP będzie obowiązany zastosować wykładnię przyjętą przez NSA. Co ciekawe, znak J’Adore był wcześniej przedmiotem porównania w podobnej sprawie w postępowaniu przez OHIM. W sprawie T-308/08 Sąd Pierwszej Instancji przy Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej oddalił skargę Dior od decyzji OHIM stwierdzając, że znaki J’Adore i Adiorable nie są podobne[4].

Biorąc pod uwagę rozpoznawalność znaku J’Adore, w opisanej sprawie UP z pewnością powinien stwierdzić, że jest to znak renomowany, ale czy uzna, że jest on podobny do A Adoration i unieważni prawo ochronne na znak polskiego przedsiębiorcy?

[1] M. Mazurek, R. Skubisz [w:] Prawo własności przemysłowej. System Prawa Prywatnego tom 14B, red. R. Skubisz, Warszawa 2012, SIP Legalis.

[2] E. Nowińska, U. Promińska, K. Szczepanowska-Kozłowska, Własność przemysłowa i jej ochrona, Warszawa 2014, LEX.

[3] Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 10 lutego 2011 r., IV CSK 393/10, SIP Legalis.

[4] Wyrok Sądu pierwszej instancji (pierwsza izba) z dnia 15 września 2009 r. ECLI:EU:T:2009:329.

własność przemysłowa znaki towarowe

Nowy rodzaj znaków unijnych. Czym są towarowe znaki certyfikujące?

21 sierpnia 2017
znaki certyfikujące

Znaki certyfikujące a ich istota

Z dniem 1 października 2017 roku w obowiązującym na terytorium Unii Europejskiej systemie znaków towarowych pojawi się nowy ich rodzaj, tj. unijne znaki certyfikujące. Zmiana ta jest wynikiem wejścia w życie w dniu 23 marca 2016 roku Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2015/2424 zmieniającego rozporządzenie w sprawie wspólnotowego znaku towarowego (rozporządzenie zmieniające).

Zgodnie z dyspozycją art. 74a Rozporządzenia zmieniającego, unijnym znakiem certyfikującym nazywamy znaki towarowe, które spełniają kumulatywnie poniższe warunki:

  • są zarejestrowane jako unijne znaki towarowe,
  • pozwalające odróżnić certyfikowane przez właściciela towary lub usługi od ich niecertyfikowanych odpowiedników, ze względu na
  • materiał, sposób produkcji, jakość, dokładność lub inne właściwości.

Unijne znaki certyfikujące mogą być rejestrowane na rzecz każdej osoby prawnej (np. Polskie Centrum Akredytacji) lub fizycznej, która następnie upoważnia zainteresowane podmioty do używania przedmiotowego znaku towarowego. Korzystanie przez upoważnionego przedsiębiorcę z oznaczenia certyfikującego oznacza, że towary lub usługi przez niego świadczone spełniają określone w Regulaminie używania, a wyznaczone przez właściciela,  standardy.

W związku z tym, że Regulamin używania odgrywa istotną rolę w procedurze akredytacji, ustawodawca europejski postanowił podkreślić jego szczególną wagę dla zasad używania unijnych znaków certyfikujących w obrocie gospodarczym, poprzez liczne artykuły regulujące między innymi treść Regulaminu. Co więcej, przepisy Rozporządzenia zmieniającego zakreślają również obowiązek właściciela znaku do przedłożenia Regulaminu w procedurze rejestracji znaku towarowego (w terminie dwóch miesięcy od daty zgłoszenia).

Znaki certyfikujące a Regulamin

Zgodnie z Rozporządzeniem zmieniającym, w treści Regulaminu właściciel znaku certyfikującego winien wskazać:

  • osoby uprawnione do używania znaku,
  • właściwości, które mają być certyfikowane znakiem,
  • sposób badania określonych właściwości przez organ certyfikujący,
  • sposób nadzoru (kontroli) nad podmiotami używającymi znaku,
  • warunki używania znaku,
  • sankcje za naruszenie warunków używania.

W polskim systemie prawnym istnieją analogiczne regulacje prawne, normujące problem znaków akredytacyjnych. Zgodnie bowiem z art. 137 PWP: „organizacji posiadającej osobowość prawną, która sama nie używa znaku towarowego, może być udzielone prawo ochronne na znak przeznaczony do używania przez przedsiębiorców stosujących się do zasad ustalonych w regulaminie znaku przyjętym przez uprawnioną organizację i podlegających w tym zakresie jej kontroli (wspólny znak towarowy gwarancyjny)”.

Znaki certyfikujące a regulacja polska

Polska regulacja wykazuje wiele podobieństw do jej unijnego odpowiednika. Obie instytucje (tj. wspólny znak gwarancyjny oraz unijny znak certyfikujący) umożliwiają odpowiednim podmiotom gospodarczym rejestrację tych oznaczeń, których funkcją ma być zapewnienie odbiorcy/konsumenta o charakterystycznych właściwościach, cechujących dane towary lub usługi (bez względu na ich źródło pochodzenia). Oba rodzaje znaków akredytacyjnych mogą być zarejestrowane przez odpowiednie organizacje posiadające osobowość prawną, które jednocześnie nie mogą ich używać we własnej działalności gospodarczej. Jednakże unijny znak certyfikujący – w odróżnieniu od znaku gwarancyjnego – umożliwia osobom fizycznym dokonanie odpowiedniego zgłoszenia.

Na koniec należy wskazać, iż Rozporządzenie zmieniające w sposób bardziej szczegółowy, aniżeli polska ustawa, określa proceduralne aspekty dotyczące rejestracji, używania, naruszenia oraz wygaśnięcia unijnego znaku certyfikującego.

Pomimo że w polskim systemie prawnym istnieje analogiczny do unijnych znaków certyfikujących rodzaj oznaczeń, to wdrożenie omawianego Rozporządzenia zmieniającego należy ocenić pozytywnie. Wprowadzenie na poziomie europejskim ujednoliconych przepisów w zakresie znaków akredytacyjnych, zniweluje wszelką niepewność przedsiębiorców co do prawa obowiązującego w poszczególnych Państwach Członkowskich w tym przedmiocie.

patenty własność przemysłowa

Kto wygra wojnę patentową o smartfona?

7 kwietnia 2017

Ponad 10 lat temu, a dokładnie 9 stycznia 2007 roku, Steve Jobs na konferencji Apple przedstawił światu jedno z najważniejszych technologii, które na zawsze zrewolucjonizowały rynek technologii mobilnych – iPhone ’a (film z konferencji – https://www.youtube.com/watch?v=x7qPAY9JqE4).

Dziś większość z nas nie wyobraża sobie funkcjonowania bez smartfona. Duży popyt* na tego typu urządzenia powoduje, że wiodące firmy specjalizujące się w technologiach mobilnych prześcigają się o nowe rozwiązania technologiczne pozwalające na uzyskanie przewagi na rynku.

Owocem starań przedsiębiorców są przede wszystkim prawa patentowe, które przyznają uprawnionym szerokie spektrum możliwości w zakresie wyłącznego korzystania z danego wynalazku. Pozwalają bowiem nie tylko na zastosowanie autorskiej technologii w smartfonie, ale także na licencjonowanie rozwiązania konkurentom. Nadto dysponent tego rodzaju praw bezwzględnych dysponuje odpowiednimi środkami prawnymi w celu zapobieżenia ewentualnym naruszeniom patentowym, chociażby poprzez wytaczanie powództw.

Nie dziwi więc, że liczba patentów przyznanych przedsiębiorcom na rynku patentowym w samym roku 2012 przekroczyła liczbę 250.000. Równie imponująco przedstawia się wielość spraw związanych z naruszeniami patentowymi do konkretnych rozwiązań technologicznych. W zasadzie każdy miesiąc przynosi nowe spory pomiędzy wiodącymi markami w branży, tj. Apple, Microsoft, Samsung, HTC, Huawei (a także między dostawcami komponentów).

Warto w tym miejscu wspomnieć chociażby o ostatniej decyzji Koreańskiej Komisji Wolnego Handlu (dalej: „KFTC”) w sprawie nałożenia rekordowej kary na amerykańskie przedsiębiorstwo Qualcomm. Gigant z San Diego jest posiadaczem wielu patentów istotnych dla stosowania standardu dotyczącego produkcji tzw. procesora pasma podstawowego powszechnie stosowanego w smartfonach. Istnienie takiej technologii niejako warunkuje działalność smartfona, gdyż bez odpowiedniego procesora funkcjonowanie urządzenia jest niemożliwe.

Qualcomm wykorzystując fakt posiadania istotnej dla rynku technologii nadużywał swojej pozycji faktycznego monopolisty między innymi poprzez zawyżanie opłat licencyjnych. Postanowienie KFTC otworzyło furtkę dla pozostałych konkurentów do domagania się odszkodowań od amerykańskiego przedsiębiorstwa. Co więcej, na przywołane postanowienie KFTC powołują się także organy antymonopolowe innych państw. Tytułem przykładu, niedługo po stwierdzeniu nadużyć przez koreański organ antymonopolowy Komisja Wolnego Handlu w USA pozwała Qualcomm opierając swoje powództwo na rozważaniach podjętych przez KFTC, zarzucając monopoliście z San Diego bezprawne narzucanie warunków umownych m.in. firmie Apple.

Funkcjonujemy więc w rzeczywistości tzw. gąszczy patentowych. Gąszcze patentowe są określane jako zjawisko istnienia zbyt dużej liczby praw patentowych na określonym rynku. Efektem jest znaczna trudność, a nawet niemożliwość konstruowania lub korzystania z technologii bez naruszania cudzych praw własności intelektualnych. Duże przedsiębiorstwa wykorzystują to zjawisko i zawzięcie walczą o swoją pozycję na rynku smartfonów poprzez wzajemne wytaczanie powództw.

Odpowiadając na postawione przeze mnie w tytule wpisu pytanie należy stwierdzić, że na razie nie mamy żadnych podstaw do ostatecznego wytypowania „zwycięzcy” wspomnianych potyczek. Wydaje się jednak, że nie powinniśmy oceniać  rzeczonego pytania pod kątem tego, który z przedsiębiorców będzie głównym beneficjentem prowadzenia wojen patentowych o rynek smartfonów. Przede wszystkim triumfować ma konsument, który jako użytkownik końcowy technologii mobilnych winien otrzymać urządzenie wysokie jakościowo, tanie oraz funkcjonalne.

Na sam koniec warto zaznaczyć, że w systemie prawnym istnieją instytucje, które stwarzają możliwości do zakończenia wspomnianych wojen, takie jak: instytucje clearingowe, zasoby patentowe czy licencje krzyżowe – jest to już jednak temat na kolejny artykuł. Na chwilę obecną pozostaje nam jedynie możliwość biernego obserwowania, jak rozgrywają się postępowania sądowe pomiędzy największymi graczami na rynku.

*Globalny przychód na rynku smartfonów w samym roku 2016 wyniósł $428.9 mld. Zob. statystyki na: https://www.statista.com/topics/840/smartphones/